fbpx

To i owo Marketingowo #01 – Skrzyneczka z Warmii

Kreatywny produkt często odsłania ciekawe możliwości. Zaangażowanie, pasja i konsekwencja pomagają w dużym stopniu w realizacji postawionych sobie celów. W najlepszym wypadku połączenie tych wszystkich cech, oraz tego co lubi się w życiu robić – kreuje zupełnie nową markę o życiowej historii, która równie dobrze mogłaby być inspiracją dla niejednego reżysera (może nawet kina akcji 😉 ). W rozmowie z Łukaszem Smykiem – Właścicielem „Skrzyneczki z Warmii”, zaprezentujemy Wam historię z życia wziętą! Miłej lektury! 😊

(SM): – Sheep Media

(ŁS): – Łukasz Smyk

 

(SM):Koncepcja tworzenia skrzynek na listy o wyglądzie stylowego tornistra to dość ciekawe i odważne rozwiązanie. Dodatkowo jak można wnioskować po popularności – bardzo trafne! Skąd pomysł na tak oryginalny produkt?

(ŁS):To samo życie i potrzeba chwili podsunęła ten pomysł, który okazał się bardzo trafny. Nasz oryginalny produkt, którym jest skrzynka na listy w kształcie dawnego tornistra to ciekawa i chwilami nieprawdopodobna historia, ale nam się przytrafiła. Życie upływało nam na miarę oczekiwań i możliwości. Nic nadzwyczajnego, codzienność przeplatana chwilami radości. Do czasu, gdy naszą codzienność zaburzył i zmienił niespodziewanie wypadek. Tata miał bardzo dobrą pracę, był dyrektorem ds. sprzedaży w spółce włoskiej, dobre zarobki, plany na przyszłość. To wszystko zmieniło się w jednej chwili. Wypadek samochodowy spowodowany przez nieznanego kierowcę zmienił życie całej mojej rodziny. Długa rekonwalescencja i niemożność powrotu do dawnej pracy postawiła przed nim nie lada zadanie. Firma włoska, w której pracowałem, wycofała się w tym czasie z naszego kraju wskutek krachu gospodarczego w Argentynie.

(SM):To musiało być bardzo ciężkie doświadczenie…

(ŁS): To była walka o przetrwanie. Twarda rzeczywistość, widmo bezrobocia i świadomość zobowiązań nie tylko finansowych, ale też tych niezwykle ważnych związanych z wykształceniem dzieci. Słowem nasza przyszłość nie malowała się już tak różowo. Bez skutku poszukiwał dobrej pracy w swoim. Kolejne prace krótkotrwałe, bez perspektywy stabilizacji i stałych dochodów. Topniały powoli oszczędności. Zdesperowany zaczął analizować oferty pracy w prasie lokalnej. Poszukiwali kierownika do zakładu kowalskiego. Po chwili namysłu podjął decyzję-uprawnienia spawacza zdobyte przed wielu laty przydały się teraz bardzo. Poznał pracę w metalu, tajniki kowalskiego rzemiosła i pasję ludzi, którzy potrafili w metalu tworzyć „cuda”.

(SM): Czyli można powiedzieć, że Twój tata nie do końca świadomie poznał tajniki swojego przyszłego zajęcia?

(ŁS): Tak, niestety właściciel po pół roku dobrej współpracy zamknął zakład i wyjechał na stałe do Niemiec. Często jednak gdy, spotykał się z nami powtarzał tak pół żartem pół serio. – „Pamiętajcie, jak nie będziecie mieli pracy a będziecie mieli czas, róbcie skrzynki na listy w kształcie teczek”. Nie myślałem wówczas, że ta wizja przyszłości powróci do mnie tak szybko. Właściciel zamknął zakład, tata  pozostał znów bez pracy ale miał już doświadczenie i umiejętności pracy w metalu. Po zarejestrowaniu działalności zaczął wykonywać bramy. Jeden z klientów zaproponował aby wykonać mu skrzynkę na listy.


[fot. Facebook]

(SM):To tak narodziło się poszukiwanie koncepcji?

(ŁS): Zdecydowanie! Tata rozmyślał długo i zrobił taką prostą ,zwyczajną jak szkolna teczka, taka jak przed laty zakładali rodzice na plecy w drodze do szkoły. Zaczął szukać formy, rozwiązań, kształtu i rozmiarów. Po kilku dniach intensywnych poszukiwań i projektowania tata stworzył pierwowzór. Ja już byłem wtedy lekarzem rezydentem, odwiedziłem tatę w zakładzie i przez przypadek zwróciłem uwagę na jego wynalazek. Myślałem, że to prawdziwa skórzana teczka. Gdy tata uświadomił mi, że jest zrobiona z metalu. Zdążyłem tylko wypowiedzieć słowa: „Tato ale bajer” Wtedy też przyszła do mnie myśl jak rozkręcić biznes. Wziąłem kredyt gotówkowy, pamiętam 20 tys. na tyle mnie było stać wtedy. 10 tyś zakupiłem materiału resztę zostawiłem na potrzeby „niespodzianki”. Tata przez zimę zrobił 20 skrzynek a ja w sekrecie wykupiłem miejsce na Jarmark Dominikańskim – na 3 weekendy. Gdy klamka zapadła poinformowałem tatę że musi pokazać produkt światu. Produkt okazał się hitem. Wykupione zostały wszystkie skrzynki i tak to się zaczęło.

(SM):Przyglądając się Waszym kanałom w Social Mediach, zwróciliśmy uwagę na dużą interakcję z fanami obserwującymi profil „Skrzyneczki z Warmii”. Można rzec, że obserwatorzy są bardzo aktywni i kontakt z Wami sprawia im niewątpliwą przyjemność. Jeśli to nie tajemnica to sami czujecie „bluesa”, czy zlecacie prowadzenie profilu agencjom mediowym?

(ŁS): Tu też życie i potrzeba chwili przyniosła nieoczekiwanie dobre rezultaty. Musimy cofnąć się do 2016 roku. Nasze skrzyneczki były już rozpoznawalne tylko w realu. To był już 3 rok z rzędu naszych wyjazdów na Jarmark Dominikański. Staraliśmy się tworzyć sieć sprzedaży naszych skrzynek ale to wszystko nie zaspokajało naszych oczekiwań a może budziło lekki niepokój jak rozpropagować naszą skrzyneczkę. Rozumiałem tę potrzebę ale świadomość braku czasu na szkolenie siebie i pozostałych członków rodziny trochę mnie przytłaczała. Nasza strona facebookowa była słabo rozpoznawalna.


[fot. Facebook]

Pracując z młodzieżą w bursie moja mama wyjeżdżała często na festiwale teatralne i na jednym z takich spotkań wzięła udział w warsztatach nt. networkingu. Były to warsztaty dedykowane młodzieży ale jako opiekun mama mogła w nich uczestniczyć i to był ten gigantyczny krok. Z mamą nawiązaliśmy wspólny język, dostrzegła potrzebę rozchulania strony w social mediach. Warsztaty w Rzeszowie prowadził Pan Grzegorz Olifirowicz znana osoba w świecie SM, przede wszystkim kojarzony z pojęciem gamifikacji. Mamie wystarczyło to jedno spotkanie i potem systematyczna praca i szukanie kontaktów oraz przestrzeni casowej by jak to określiła “załapać się do sieci”. Tak więc metoda prób i błędów, starała się sama promować naszą skrzyneczkę w fb świecie i tak polubiło nas już ponad 6500 followersów.

(SM):To świetny wynik! Gratulacje! A jak widzicie przyszłość swojego profilu?

(ŁS):Czas pokaże, ale staramy się mu pomóc aby nie dać się zaskoczyć. Trzeba czuć drugiego człowieka dobrać słowa i obrazy aby nieustannie budzić ciekawość, żeby ten dialog trwał. Oczywiście nie uniknęliśmy błędów początkujących.

(SM):Popełnianie błędów to nie grzech. Ważne aby wyciągać z nich lekcje. Wygląda na to że te musieliście odrabiać niezwykle dokładnie sądząc po efektach jakie osiągacie?

(ŁS):Nad wszystkim starałem się czuwać, często doszkalałem się w ramach funduszy unijnych. Problem czasu jednak pozostał. Dlatego często prosimy o pomoc agencje reklamowe. Współpraca bardzo owocuje, wartościowymi kampaniami, wymianą doświadczeń. Kluczem do sukcesu we współpracy z takimi agencjami jest wiedza i znajomość własnej branży. Może szkolenia owocują tym, że z przedstawicielami agencji reklamowych rozmawiam wspólnym językiem, znam możliwości mechanikę social-mediów oraz jej potencjał. Czuję też swój biznes i potrafię przedstawicieli takiej formy wprowadzić w niuanse branży. Z drugiej rynek social mediów i w tym zasady funkcjonowania bardzo dynamicznie się zmieniają.  Ciężko nadążyć za wszystkimi nowinkami, nowymi kanałami. Wiem że w agencji pracuję specjaliści którzy są mocno na bieżąco. Z takiego połączenia powstałe strategie są najefektywniejsze. Jestem też świadomy faktu, że poruszając się po nowych obszarach w dziedzinie social mediów nadal trzeba być otwartym na eksperymenty których rezultaty są często zaskakujące w tym dobrym i złym znaczeniu. Ale ta droga jest bardzo ekscytująca, trochę przypomina to świat gier komputerowych. Cieszę się, że moja pasja z lat dziecięcych na, którą teraz nie ma czasu również przydała się w moim dorosłym życiu.


[fot. Facebook]

(SM): Ewidentnie Jesteście „jako rodzina” mega pozytywnymi ludźmi o wszechstronnych zdolnościach! Odnosimy wrażenie, że z takim podejściem rozkręcilibyście każdy biznes. Czy bardzo indywidualne podejście do klienta to zdecydowanie najlepszy krok w rozwoju firmy? Czy szerzej pojęty marketing też odgrywa rolę w Waszej codzienności?

(ŁS): W naszym codziennym podziale obowiązków wyznaczamy przestrzenie tak, aby każdy robił to co potrafi najlepiej. Chwilami jest jak w przysłowiowej włoskiej rodzinie…

(SM):Ale nie mówimy tutaj o przykładzie tych włoskich rodzin z “Calabrii”? (śmiech)

(ŁS): Nie, nie! Mamy temperamenty, ale i często szukamy konsensusu w tzw „burzy mózgów” Trzeba pamiętać  ,że nasz produkt to przestrzeń  handmade i ona rządzi się swoimi prawami. Tu akurat indywidualne podejście do klienta jest bardzo ważną i wrażliwą sprawą. Trzeba pamiętać , że jeden niezadowolony klient może zmienić interakcje i wiele wysiłków udaremnić.

(SM): Zgadzamy się z tym, często ciężko odbudować wizerunek jeśli trafimy na opinię zawiedzionego klienta. Jak sobie z tym radzicie?

(ŁS):Wrażliwość i monitoring potrzeb i oczekiwań klientów trzeba analizować na bieżąco i wyzwalać zachwyt czy może zainteresowanie. To jest bardzo wrażliwy obszar ludzkich odczuć, upodobań, gustu, mody. Ważne jest szybko reagować na małe kryzysy, które w każdej firmie się zdarzają. Przyszedł efekt skali, liczbę sprzedanych skrzynek przez te lata idzie już w setki więc siła rzeczy pojawiają się jakieś niedociągnięcia, uwagi. To nadal nie jest produkcja taśmowa, każda skrzynka przechodzi przez ręce taty. Gdy zdarzy się jakieś zastrzeżenie jesteśmy bezkompromisowi – wymiana na nowy model z przeprosinami i ponoszeniem kosztów wysyłki to jest klucz do zadowolenia wszystkich klientów 😊

(SM):To bardzo dobre standardy, można rzec że wzorcowe. W naszej rozmowie zauważyliśmy, że Ty jak i Twoi bliscy, musieliście się nauczyć wielu rzeczy związanych z marketingiem. Czy wiedza ta przydaje się w życiu codziennym?

(ŁS):To bardzo ciekawe pytanie. Pracuje jako lekarz i mam kontakt codziennie z pacjentami i ich  problemami. Co zauważyłem pacjent nigdy nie jest chory tylko fizycznie. Choroba zawsze wpływa na jego psychikę postrzeganie świata i innych osób. Rozmowa z pacjentem jego reakcja na moją diagnozę, plan leczenia daje mi szereg cennych informacji, które pomagają w współpracy w procesie leczenia.

(SM): Czyli w połączeniu tych dwóch profesji istnieją analogie?

(ŁS):Mnóstwo analogii między tym jak reagują klienci i pacjenci!  Wiedza, empatia nabyta w trakcie zdobywania doświadczenia na wielu obszarach medycyny, marketingu przenika się i niewątpliwie daję mi nową jakość zarówno w branży medycznej jak i sprzedaży.


[fot. Facebook]

(SM):To dość ciekawe i oryginalne porównanie, jesteśmy pod wrażeniem. Czy to przekłada się na sukcesy? Uchylisz nam rąbka tajemnicy?

(ŁS): Naszym największym sukcesem w relacji z klientem jest obecność naszej społeczności followersów, posiadaczy naszych skrzyneczek, którzy stali się ambasadorami naszej marki. To ich aktywność np.: dzielenie się zdjęciami z już zawieszonej na ich płocie skrzyneczki daje nam marketingowego kopa i niewyczerpany materiał na kolejne posty. To jest miara sukcesu aktywnego marketingu w social mediach stworzenie tak głębokiej relacji z klientami, który owocuje tym, że sami promują twój produkt 😊

(SM): Jak już jesteśmy przy wspomnianych postach… Jak mają się sprawy z fotografią produktową? Na waszej stronie można zaobserwować wiele ciekawych kreacji. Sam byłem zadziwiony w jak fajny sposób można zaprezentować mimo wszystko dość wymagający produkt jakim jest skrzyneczka na listy?

(ŁS): Wyznaję zasadę że żadne zdjęcie nie jest złe. Nieostre, amatorskie, selfie, czy profesjonalne – każde należy użyć do posta, relacji. Można nawet kilka razy ważne by była wkomponowana w jakąś historię oraz miała określony cel. I tu wracamy do wiedzy. Szkolimy się, szkolimy i jeszcze raz popełniamy błędy, szkolimy, analizujemy wymieniamy doświadczenia z firmą reklamową i tak w kółko. Nie rozstajemy się z aparatem fotograficznym, komórką. Nie raz to jest chwila skojarzenia która skutkuje zdjęciem, pomysłem na historię a ta przekłada się na post. Stosujemy zasadę wpisywania skrzyneczki różne miejsca, zdarzenia historie, które niesie każdy dzień. Dobierając zdjęcia często odwołujemy się do historii i miejsca zamieszkania naszych klientów, „małych ojczyzn” to mocno pogłębia relację z naszymi klientami. Ostatecznie każdy post daję jakąś drobna wartość. Sprawia, że nasz odbiorca poczuje dumę z mieszkania w wyjątkowym miejscu, zachwyci się pięknym zdjęciem lub historią naszej rodziny, wspomni bliską osobę albo poczuje radość z napisania kartki z życzeniami lub listu do ukochanej osoby, przywoła wspomnienia z dzieciństwa, które wzbudzą w nim uśmiech. W pomysłach ogranicza nas tylko wyobraźnia.

(SM):  Jakiś czas temu mogliśmy ujrzeć Wasz występ w jednej z Polskich telewizji. Tworzycie fajny zgrany i dobrze naoliwiony mechanizm. Jak oceniasz pracę w rodzinnym biznesie? Czy to w ogóle da się połączyć? Patrząc na Was mamy wrażenie że wręcz należy! 😊

(ŁS): Rodzinny biznes na pewno daje poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej strony trudno oddzielić życie prywatne od zawodowego. Podział ról jest ważny. Każdy ma swój obszar w którym się realizuje. Czas na odpoczynek też jest bardzo subiektywną sprawą, bo jak przerwać pracę, którą wykonuje się z pasją i całym sercem. Na co dzień wykonujemy swoje zawody wyuczone lekarz, pedagog, farmaceuta, muzyk. To sprawia, że różne doświadczenia i pasje można łączyć z pożytkiem we wspólnej firmie. Prowadzenie tak na wskroś rodzinnej firmy nie chroni nas jednak przed wszystkimi niuansami prowadzenia biznesu. Są konflikty, różnice zdań, różne wizje rozwoju. Czasem pomagają demokratyczne rozwiązania a czasem jednak z lekka autorytarne decyzje. Zawsze jest jednak przestrzeń na wysłuchanie wszystkich opinii. Łączymy różne światy, pokolenia. Tradycyjną sprzedaż z klientem łączymy ze światem wirtualnego kontaktu. Relacje ojciec – syn krzyżują się z relacją szef – pracownik. To jest tak głęboki temat, że chyba tylko książka wyczerpała potrzebną na opisanie tego złożonego zjawiska przestrzeń. W firmie rodzinnej ciężko trzasnąć drzwiami i odejść do konkurencji 😊 więc nawet najgłębszy konflikt musiał być siłą rzeczy ostatecznie przegadany, czasem w ciągu kilku dni, a czasem tygodni. To sprawia, że ciągle idziemy do przodu 😊 Pewnie wiele firm upadło na samym początku z powodu jakiegoś nierozstrzygniętego konfliktu w grupie. W rodzinnej firmie z silnymi więziami rodzinnymi to nie grozi, a ostatecznie jest zawsze „miło” 😊


[fot. Facebook]

(SM): Waszą markę można znaleźć na wielu portalach społecznościowych. Jaki kanał jest Waszym ulubionym? Czy któryś z popularnych portali nie do końca sprawdza się w waszej branży?

(ŁS): Ulubiony to Facebook i ETSY. Pierwszy to relacja z klientami w czystej postaci. Kontakt z drugim człowiekiem. ETSY  międzynarodowy portal to sprzedaży rękodzieła otwiera nam okno na świat. Dzięki niemu zarabiamy dobrze i nasze skrzynki powoli zdobywał kolejne rynki. Ostatnio Francja czy Słowienia. To daje fajną perspektywę na przyszłość. Teraz naszym małym celem jest sprzedanie bezpośrednio skrzynki do Hiszpanii  w tym celu przetłumaczyliśmy cała stronę na ESTY na ten język i czekamy 😊

(SM): A jak się mają sprawy z Instagramem?

(ŁS): Cały czas walczymy w sumie sami ze sobą by rozhulać Instagrama. Tam nie powinno się nachalnie sprzedawać produktu ale trochę bardziej odsłonić kuchnię, warsztat, pokazać rodzinę, codzienna historię pracy w zespole. Tutaj musimy się jeszcze trochę przełamać by wpuścić naszych followersów głębiej do naszego domu. Pracujemy nad tym 😊

(SM): Czy masz może jakąś złotą radę dla ludzi posiadających niszowy produkt i chcących przebić się przez tą dżunglę zwaną Social Media?

(ŁS):

  • Uwierzyć, że mój produkt jest jedyny i najlepszy. Uwierz w siebie.
  • Twój produkt to Twoja historia. Podziel się nią. Pokaż siebie jak tworzysz, jako doszedłeś do tego momentu. Pokaż swój warsztat.
  • Szukać jak najwięcej pozytywnych i niezwykłych skojarzeń, żeby wokół produktu stworzyć pozytywną aurę a czasem pojawi się materiał na historię.
  • Gdy już masz historię daj swoim klientom wartość. To czasem jest uśmiech, zachwyt pozytywna emocja ale i coś konkretnego np. rada.
  • Być nieustannie bacznym obserwatorem tego co dzieje się wokół dzieje – szkól się. Myśl globalnie, działaj lokalnie.

Słuchaj dużo podcastów o tematyce jak prowadzić biznes i sprzedawać w sieci Polecam na początek Małą Wielką Firmę – Marka Jankowskiego. Kiedyś nie lubiłem podróży samochodem, a teraz marzę o takiej dłuższej. Słuchanie fajnego podcastu całą drogę na południe Polski to jedno z najlepszych wspomnień z zeszłego lata.

(SM): Łukaszu, to była niesamowicie miła i inspirująca rozmowa. Mam nadzieję, że nasi czytelnicy na chwilę pochylą się nad tym tekstem i wycisną z niego 100% motywacji do działania. Trzymamy za Was kciuki! (choć nazwa naszej firmy raczej każe nam trzymać racice :))

Do usłyszenia i zobaczenia!


Łukasz Smyk – Właściciel Skrzyneczki z Warmii